Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Wto 15:31, 29 Maj 2018    Temat postu: sas

Jestem glupcem, pomyslal znowu. Glupcem, idiota, kretynem. Powiodl wzrokiem po rozowym brokacie i nagle floating
pojal, ze nie wytrzyma w tym pomieszczeniu ani minuty dluzej. Wypadl z domu, dotarl do ogrodowej furtki i dopiero wtedy uswiadomil sobie, ze nie ma motocykla ani samochodu, zadnego srodka transportu. Co by bylo, gdyby Gini znalazla sie w klopotach? Gdyby byl jej potrzebny? Wrocil do domu, zadzwonil do pierwszej lepszej firmy trudniacej sie wynajmem samochodow, znowu wybiegl na zewnatrz, przypomnial sobie, ze nie wlaczyl automatycznej sekretarki, wpadl do srodka, popatrzyl na telefon i po krotkim zastanowieniu wykrecil numer. Na posterunku policji w Thames Valley bardzo chcieli mu pomoc, ale prowadzacy sprawe sierzant mial wlasnie przerwe na lunch. Nie, nie wiadomo, kiedy wroci. Nastepnie zatelefonowal do college'u Christ Church i na wiadomosc o wyjezdzie doktora Knowlesa odzyskal odrobine spokoju ducha. Nieobecnosc Knowlesa mogla przeciez sklonic Gini do powrotu do Londynu. Zostawil portierowi malo zrozumiala wiadomosc, wlaczyl sekretarke i poszedl prosto do firmy wynajmujacej samochody. Poprosil o najszybszy samochod, jakim dysponowali. Okazalo sie, ze jest to czarny rover z przerobionym silnikiem. Nienawidzil tych wozow, ale bez slowa usiadl za kierownica i szybko odjechal.Przez pare minut jezdzil ulicami, probujac skupic sie na geografii zwiazanej z historia Hawthorne'a. Przejechal obok Regent's Park, meczetu i rezydencji ambasadora. Zmierzyl czas dojazdu do zaulka. Gini ocenila, ze powinno to zajac piec minut, lecz on pokonal trase w czasie krotszym dokladnie o polowe.

Przemknal obok wjazdu do zaulka i zawrocil, nie zwracajac najmniejszej uwagi na dzwiek klaksonow. Przyspieszyl, zwolnil, zahamowal, zaparkowal na zoltej linii, gdzie parkowanie bylo zabronione, wysiadl z wozu i wszedl na teren Regent's Park. Ominal znajdujaca sie po prawej stronie rezydencje, skrecil w lewo i poszedl sciezka manicure hybrydowy ursynów
miedzy platanami o nagich galeziach. Dzien byl sloneczny, lecz bardzo zimny. Minal budynki londynskiego zoo po lewej i wyszedl na otwarta przestrzen. Przystanal, nieobecnym wzrokiem wpatrujac sie w drzewa i trawe. Od strony boksow dla zwierzat, ktore teraz mial za plecami, rozlegl sie dlugi, przenikliwy krzyk. Byl to glos wiezionego stworzenia, wyraz opuszczenia lub glodu. Potem zapadla cisza. Pascal poszedl dalej.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group